Studenci i wykładowcy muszą coś jeść – to powszechna wiedza. Jak się żywią w godzinach zajęć? Z pomocą z pewnością mogą przyjść im uczelniane bufety. Czy jednak warto się w nich stołować?
Na ostatnich zajęciach z przedmiotu Dziennikarstwo internetowe podzieliliśmy się na grupy i ruszyliśmy do naszego bufetu celem zebrania materiału. Na wstępie napotkaliśmy przeszkodę. Zabroniono nam filmowania i fotografowania wnętrza bez zgody właściciela obiektu. Bufet, chociaż na terenie uczelni, jest własnością prywatną. Na szczęście studenci dziennikarstwa nie dają się zmylić i jeśli czegoś nie wiedzą, to zapytają wykładowcę. W tym konkretnym przypadku z pomocą przyszedł nam dr Adam – wykładowca prawa. W telegraficznym skrócie ujmując: jeśli obiekt nie jest ważny dla obronności kraju, to możemy go fotografować i nawet publikować zdjęcie bez pytania o zgodę. O ile oczywiście na zdjęciu nie ma osoby. Wtedy uzyskanie zgody jest koniecznością do publikowania. Znalazłyśmy wywiad, w którym jest to wyjaśnione: http://wroclaw.naszemiasto.pl/artykul/co-mozna-fotografowac-a-co-publikowac,2888724,art,t,id,tm.html
Przy ponownej wizycie w bufecie zrobiłyśmy z dziewczynami z grupy kilka zdjęć:



Wygląd nie zachęca – kojarzy się nieco z czasami PRLu. Zarzut ten pojawia się w wielu opiniach, zarówno studentów jak i wykładowców. Trzeba jednak przyznać, że w zimie jest to najcieplejsze miejsce, a w upał przynosi ukojenie chłodem. Możemy się też cieszyć, że nie jest taki straszny, jak ten z filmu „Miś” Barei:Nie wygląd jednak jest najważniejszy, a jedzenie. Basia wraz z Agnieszką postawiły sobie za cel przetestować kilka pozycji z menu. Czym się na pewno nie strujecie? Hot-dogi są w miarę tanie i nawet niezłe, chociaż ustępują podium tym ze stacji benzynowych, które mają do wyboru różne sosy, a tu mamy jedynie keczup. Hitem są zapiekanki, które poleca też mgr Piotr – polonista. Smakują jak te z lat 90tych, kiedy był na nie prawdziwy boom. Tak zwane „nagetsy” z frytkami i surówką są najdroższą pozycją w menu, bo kosztują ponad 10zł. Smakują jak odgrzewana mrożonka, a sosu jest zdecydowanie za mało. Dają się jednak zjeść. To z dań „na ciepło”. A „na zimno”? Wszyscy studenci chwalą sobie bułki – są przygotowywane na miejscu i znikają w oka mgnieniu. Większość kupuje też kawę, ale tutaj wytłumaczeniem jest brak alternatywy, ponieważ ta z automatu smakuje podobno o wiele gorzej. A jak jest na innych uczelniach? W artykule Wyborczej możemy się przekonać, jak jest w Szczecinie: http://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/56,34939,16863667,Da_sie_tam_zjesc__Czym_karmia_i_jak_wygladaja_bufety.html Zapytałyśmy też znajomych studiujących na innych uczelniach w naszym kraju:
Kolega Kingi o bufecie na swojej uczelni mówi tak:
Fajny klimat, dobre jedzenie, niezbyt wygórowane ceny jak na kieszeń studentów. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale w skali od 1 do 10 daję mocną 7
Koleżanka z innej uczelni, Marta:
Bufet u mnie na uczelni to „6 piętro” bo jest na 6 piętrze budynku, logiczne. Są bardzo przystępne ceny I pyszne rzeczy, własnej roboty, plus przemiła obsługa – Pani zna wszystkich i mówi do wszystkich po imieniu. Do tego jest ogromny taras otwarty latem. W bufecie jest mega gorąco więc koniecznie klima albo chociaż jakiś przewiew. A studenci kupują najczęściej obiady czyli danie dnia, kanapki, sałatki I kawy.
Koleżanka Małgosi studiująca w Poznaniu:
„Jest! Filia jest w każdym budynku szkoły praktycznie, w lepiej wyposażonych maja ciepłe dania (zupy, naleśniki, pierogi, zapiekanki, hot-dogi, tosty itd), w pozostałych serwowana jest kawa, herbata i czekolada, gotowe kanapki (z różnego pieczywa) i jogurty, ostatnio nawet „kisiele” z nasion chia się pojawiły.Obsługa miła i sprawna, produkty dobre jakościowo, kawka super (kocham latte na podwójnym expresso od nich), na kubkach często piszą teksty wywołujące uśmiech. ^^ Ceny trochę powalają, kiedyś korzystałam częściej, aktualnie rzadko.”
Porównajmy to z opiniami o naszym bufecie:
Agnieszka:
Bufet ogólnie nie zachęca do korzystania, krzesła są niewygodne i ma się wrażenie, że się z nich spada ale pomimo kiepskiego wyglądu jedzenie jest niezłe, zwłaszcza zapiekanki.
Kinga:
Już od samego wejścia straszy. Obdrapane ściany, krzesła i stoły pamiętają czasy Gierka. Rzadko tam kupuję, jedynie bułki lub picie. Są to dla mnie zdecydowanie zbyt drogie rzeczy i uważam, że bufet dając takie ceny, powinien oferować coś zupełnie innego.
Doktor Oliwia:
Bufet powinien być miejscem, gdzie można szybko zjeść coś smacznego i zdrowego.
Bufet jest za ciemny, źle umiejscowiony (w podziemiach), muzyka jest za głośna, a krzesła są odrapane i siedząc na nich ma się wrażenie spadania.
Powinno być więcej przekąsek. Brak też możliwości płacenia kartą.
Na innych uczelniach są dostępne smaczne jogurty z płatkami, kanapki z kurczakiem – tu tego brak.
Co można zrobić, żeby sytuacja zmieniła się na lepsze? W opcji skrajnej można by się pokusić o wezwanie na pomoc Magdaleny Gessler, która kręcąc bujną czupryną zaczęłaby rzucać plastikowymi talerzykami, a na koniec prawdopodobnie próbowałaby się pociąć surówką (a już z całą pewnością zrobiłaby to, gdyby się dowiedziała, że bufet odwiedza często kotka Klara, która wraz z kleszczami przebywa zbyt blisko jedzenia), ale może wystarczy na początek bojkot bufetu (chociaż kanapki smaczne, a pani miła) wsparty petycją do władz uczelni?










